wtorek, 12 stycznia 2016

le dégel

(surbhi shetty)

święta od święta... odświętna kreacja... a potem zrządzenie losu i zrzędzenie bo zimno... przełomy, wyłomy, nowe gesty, słowa i zwroty... nieoczekiwane zwroty akcji... domowe wino przyprawiające o zawrót głowy... odwrót? odwróć karty w tarocie... szampan o północy... ciepło... nagłe ciepło... dotyk jest taki ważny, bo spowalnia... zaparz kawy: na dzień dobry, na dzisiaj i na zaś... tak na obudzenie.... ocknij mnie, dokąd tak się spieszę? zapobiegliwie wolę nie zapobiegać... chociaż boję się zabiegać o cuda z pomiędzy twoich ramion... opowiedz mi nową bajkę... taką nie z mojej bajki... historię niestworzoną.... dla mnie... taką, do której może jeszcze wewnętrznie nie dorosłam... ostatnio częściej nie potrafię być dorosła... gubię się w systemie zero-jedynkowym... wóz albo przewóz... przewóz... wywóz... odwilż... kolejne kroki w kierunku do przodu grzęzną w niepodatnym gruncie... zaczynałam topnieć... zaczynałam mięknąć... błotnieć... mętnieję... i chociaż jestem jak roztwór tak bardzo nienasycony... boję się dodać więcej ciebie do siebie... będę miała wyrzuty sumienia... wnioskuję to z dzisiejszych rozmów z głuchym kotem... z własnego milczenia... teraz postoję... postoję i ochłonę... i poczekam... na kawę, aż się zaparzy... z cukrem – tak, jak lubię... dzisiaj cisza mnie uspokaja, ale jutro zacznę się nią niepokoić... intensywna praca... szybko zmieniam punkty zaczepienia myśli i stany skupienia... w lutym pewnie przyjdą znowu mrozy... zeszłoroczne śniegi leżą wciąż w nieosiągalnych jeszcze partiach...