czwartek, 18 lutego 2016

le temps

(silvano franzi)

lata lecą sokołem millenium... transkontynentalne gołębie pocztowe mkną z prędkością światła... a w międzyczasie na ziemię spadł z wysoka raj... bo z logicznej hierarchii wychodząc: raj powinien znajdować się nad niebem.. a realnie - tam jest kosmos... kosmos spadł... więc na początku był chaos... i kołtuny, węzłowiska, poplątańce... ziemia na moment stanęła w miejscu, by powoli zacząć kręcić się tylko wokół własnej osi... i żeby już nie komplikować, żeby zacząć synchronizować... żeby zacząć upraszczać... ruch na kolejny początek tylko w jedną stronę... płynąć z nurtem, wsłuchiwać się w wyznaczony kierunek... mówisz że ozdabianie się w bursztyny i perły dodaje mi dojrzałości... wychowywała mnie babcia... mieszczę się czasem pod pojęciem „starej maleńkiej”... proporcje... czyli nie mieszczę się?  sztuką jest: mało i pomału... kurtuazja i dawkowanie doznań... elegancja i nie mylić ze snobizmem... snobizm jest dla starych, bogatych, zgorzkniałych babsztyli w perłach... w takich perłach? jak z mojej kolekcji pereł... perłowe pojedyncze kosmyczki przebłyskują już wśród morza czarnych włosów... płyną w jednym kierunku z pozostałymi... coraz bardziej harmonijnie... tej nocy czas miał miękkie lądowanie... 

4 komentarze: