poniedziałek, 13 lipca 2015

un havre


czasem licho już mi szepcze samo: lepiej, by ktoś chodził za tobą i w odpowiednim momencie łapał za rękę, mówiąc: pomyśl zanim pognasz do przodu tak, jak licho ci szepcze... paradoksy są iście zabawne - w komedii życia codziennego empirycznie umacniam się w przekonaniach... kiedy biorę życie na poważnie, okazuje się ono niezłym żartem, więc gramy sobie z tym moim życiem na nosach dopóki nam się nie poucierają... a ogólnie co u mnie? trudno powiedzieć, nie wiem, jestem nie na bieżąco... projektuję wizje, plotę sieci, zaciskam węzełki, rozsupłuję supełki... czasem walczę z czasem, czasem wygrywam, a czasem nie odnajduję (się w) czasowości... i chociaż wtedy beztroska jest w kolorze full i w tonie light, nurtuję się na wskroś pytaniami pokroju: co by było, gdyby Ikar miał latający dywan zamiast lichych skrzydeł? pióra - oczywiście to nie jest odpowiedź, ale zaklinacze snów przyozdabiam tymi wyrwanymi ze sroczych ogonów... gdzieś pomiędzy wdechami i wydechami, gdzieś pomiędzy „myślę, więc jestem”, a „czuję więc jestem” masuję powietrze... oby mniej napięć w atmosferze, lato lubi grzmieć... klasyczne pas de bourrée i tak nie nada szyku temu, co po drodze w chaotycznych akordach cygańskiego taboru... może by jednak uczynić z życia dzieło sztuki? zacznę od konsekwentnego wydeptywania wielobarwnych ścieżek, ale nigdy w czarnych butach, a skończę na wyjątkowości obietnic, które falują letnimi sukienkami w kolorze dojrzałych truskawek... konwenanse tu nie pasują... coraz częściej myślę o niecodzienności i wznoszeniu się na palcach, o wyciąganiu ku górze dłoni, o chwytaniu chwil, łapaniu lekkiego oddechu... o przypływach zieleni, odpływach błękitów...

2 komentarze:

  1. obietnice w kolorze dojrzałych truskawek... chciałbym zobaczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. poczekaj do lata... taka... obietnica...

    OdpowiedzUsuń